Starodruki, czyli o (drugim) początku

Starodruki, czyli o (drugim) początku

Wybór i opis fotografii: Marta Wiktoria Trojanowska

Ostatni felieton o bibliotece będzie powrotem do początku. Drugiego, bo Miejska Biblioteka Publiczna miała aż dwa początki – ten przedwojenny, kiedy w 1922 roku otworzyła swoje podwoje, mając dla czytelników zaledwie 400 woluminów, i ten powojenny, kiedy księgozbiór skompletowany z ocalałych z pożogi wojennej książek udostępniono „na nowo” w 1945 roku. Część woluminów, które w następnych latach mogli wypożyczać radomianie, miała jeszcze na sobie ślady wojennej „tułaczki”, przede wszystkim zaś pochodziła nie tylko z przedwojennych zbiorów biblioteki miejskiej, ale także innych, nieistniejących już radomskich bibliotek. W czasie okupacji zostały one zamknięte przez Niemców, a księgozbiory tych, których nie zniszczono – zrzucono w jedno miejsce. Dzisiaj trudno już odtworzyć dokładne losy tych woluminów. Sama Florentyna Jakubczakowa informowała po latach, że część książek zdeponowano w Hali Kongresowej, część w kamienicy przy ul. Piłsudskiego 3, skąd przewieziono je na Malczewskiego 9/11, gdzie czekały na koniec wojny w okropnych warunkach. Część książek zaś, znajdująca się w dawnym lokalu biblioteki przy Żeromskiego 13, ucierpiała w wyniku uderzenia bomby. Straty były ogromne i nie do odrobienia. 

I właśnie z tego stosu zniszczonych przez wojnę książek Florentyna Jakubczak w błyskawicznym wręcz tempie skompletowała na nowo radomską bibliotekę, by pozwolić jej narodzić się w powojennej rzeczywistości. Nie wszystko jednak udało się ocalić, a straty w księgozbiorach są dziś niemożliwe do oszacowania. 

A co to ma wspólnego ze starą oszkloną szafą na zdjęciu? Fotografię wykonano w 1955 roku, ale żeby cokolwiek wyjaśnić, musimy cofnąć się na chwilę do 1927 roku, kiedy to przy ul. Żeromskiego 46, zaledwie 23 numery dalej od siedziby naszej biblioteki (co przy ciasnej zabudowie ulicy było naprawdę niewielkim dystansem) zostaje otworzona Biblioteka Publiczna Sejmiku Radomskiego im. Stefana Hempla. Obie książnice trwają zgodnie obok siebie, kiedy jednak przychodzi wojna, ich losy toczą się odmiennie. „Biblioteka Hemplowska” ma szczęście. Zdeponowana na plebani kościoła farnego, pod opieką ks. Wacława Kosińskiego, we względnym spokoju i znośnych warunkach czeka końca wojny. Po wojnie zaś zostaje wcielona – z pewnymi przygodami (ale to już temat na osobny artykuł) do księgozbioru Miejskiej Biblioteki Publicznej. Nie oznacza to oczywiście, że jej księgozbiór zachował się w całości. Nie ominęły go zniszczenia i bolesne konfiskaty, których pamiątką są zdekompletowane dziś tomy. Jednak w stosunku do innych radomskich bibliotek – zniszczonych całkowicie lub okrutnie rozproszonych – znaczący zrąb księgozbioru szczęśliwie ocalał. A potem stał się częścią historii Miejskiej Biblioteki Publicznej.

Teraz możemy już wrócić do 1955 roku. 15 maja została otwarta „Wystawa książki”. Zachowała się dokładna dokumentacja fotograficzna – a wśród zdjęć można odnaleźć ten ciasny kadr prezentujący piękną drewnianą szafę z oszklonymi drzwiami i ozdobnym naczółkiem. Trudno powiedzieć, czy starodruki były częścią ekspozycji, czy też fotograf utrwalił je „przy okazji”, ale można domyśleć się, że raczej były. Wszak stały się szybko dumą biblioteki. Warto jednak wiedzieć, że spośród 239 starodruków znajdujących się w zbiorach radomskiej książnicy, niemal 80% woluminów było oznaczonych nazwiskiem… Stefana Hempla. To właśnie one (choć oczywiście nie cała kolekcja) widoczne są przez oszklone drzwi szafy. Książki z dawnej biblioteki znajdującej się 23 numery dalej (a z perspektywy powojennego adresu – już tylko kilka numerów). Biblioteki, której księgozbiór przetrwał…

To statyczne zdjęcie, urzekające symetrią i jakimś trudnym do wytłumaczenia spokojem (szczególnie jeśli, patrząc na niego, będziemy pamiętać o tragicznych losach bibliotek w czasie wojny), jest dla mnie pięknym symbolem początku. Początku i ocalenia. A najbardziej nadziei, że tam, gdzie są książki, tam zawsze jest jakiś początek.