Piątkowy wieczór w bibliotece należał zdecydowanie do Ewy Podsiadły-Natorskiej i jej najnowszej powieści Wściekłe. Dlaczego nosi ona taki tytuł? Dlaczego na okładce znajduje się groźnie wyciągnięta pięść? I co z bohaterkami "Błękitnych dziewczyn"? Na te i inne pytania poznali odpowiedź ci wszyscy, którzy 7 grudnia przybyli na promocję powieści. Autorkę przepytywała wnikliwie Beata Okulińska, dziennikarka Radia Plus, ale był również czas na pytania publiczności. 

A wszystko zaczęło się 10 lat temu w Lublinie, gdy Autorka - spacerując po jednym z tamtejszych cmentarzy, oczywiście z aparatem fotograficznym w rękach - dostrzegła potrzaskany porcelanowy portret dwunastoletniej dziewczyny... Jak sama pisze, bolesna świadomość, z jak bardzo nietrwałą materią miała do czynienia, wywołała potrzebę fotografowania kolejnych twarzy "poranionych" czasem... Ta potrzeba wiedzie ją na kolejne cmentarze i doprowadziła do powstania książki "Miały trwać wiecznie...". 

W Bibliotece Głównej 15 listopada odbyła się impreza czytelnicza nazwana Ostrym Dyżurem Literackim. Zorganizowała ją Fundacja Czas Dzieci, a nasza biblioteka i grupa dzieci z Radomia zostali szczęśliwe wytypowani do udziału w zabawie. A na czym ta zabawa-nie zabawa polegała? W scenografii gabinetu lekarskiego merytoryczni specjaliści literatury dla dzieci (przebrani oczywiście w kitle lekarskie) badali i przeprowadzali wywiad z małymi czytelnikami, a następnie rekomendowali i zapisywali na receptę wartościowe książki.

Wiele się działo w sali wystawienniczej Biblioteki w ten listopadowy wieczór. Promowaliśmy bowiem, wraz z Zespołem Naukowym do Badań Dziejów Radomia, wydawnictwo pokonferencyjne "Radomian drogi do Niepodległej", rozstrzygaliśmy, wraz z Towarzystwem Miłośników Historii i Zabytków Radomia, konkurs na scenariusz uroczystości szkolnej, mieliśmy również przyjemność obejrzeć uzdolnioną młodzież, która odegrała dla zebranych krótkie przedstawienie "Znak Orła" autorstwa Renaty Szprendałowicz, nauczycielki PSP nr 6 w Radomiu.

Dżdżyste, niedzielne popołudnie 4 listopada nie przeszkodziło przybyć do Biblioteki Głównej grupie bardzo sympatycznych osób, które chciały dowiedzieć się czegoś więcej o Walerym Przyborowskim oraz o Piotrze Wdowskim, autorze imponującej, obszernej i bardzo rzetelnej książki "Walery Przyborowski (1845-1913). Historyk powstania styczniowego".

Za nami drugi i - naszym zdaniem - równie udany Spacer Literacki z MBP. Pogoda dopisała, uczestnicy i humory również. Deszczyk próbował straszyć, ale wszyscy byli zdeterminowani poznać oczywiste i mniej oczywiste miejsca związane z Walerym Przyborowskim. Do oczywistych należy kamienica przy ul. Reja 4, w której zamieszkał po powrocie do Radomia na początku XX wieku, a którą zdobi tablica pamiątkowa jemu poświęcona. Jednakże wszyscy ze wzruszeniem i ciekawością rozglądali się po klatce schodowej, odnajdując zachowane jeszcze drobne elementy wyposażenia sprzed ponad wieku, wchodzili po bardzo wysłużonych i wytartych stopniach drewnianych schodów wiodących na pierwsze piętro, którymi przynajmniej 10 lat wchodził do swego mieszkania pan Przyborowski i gdzie napisał "Szwedów w Warszawie" oraz wiele innych powieści. Do oczywistych, aczkolwiek nieznanych należy ulica, której patronuje Pisarz. Nie sposób opisać wszystkiego, dlatego zawsze warto wybrać się z nami. W oczekiwaniu na następny spacer obejrzyjmy kilka zdjęć...

Duzi i mali, a nawet całkiem mali zebrali się w czwartkowe popołudnie, żeby posłuchać historii przechowanych ponad 70 lat wierszy, zapomnianej bibliotekarki, której pamięć ocaliło wydawnictwo Marruda oraz ilustracji, które powstały na papierze, a nie w programie komputerowym. Były konkursy dla dzieci, pozytywne emocje, ale i wzruszające chwile, szczególnie gdy pan Mirosław Bordziłowski opowiadał o swoim dzieciństwie i pani Marii. Zapraszamy do obejrzenia galerii z tego poruszającego spotkania oraz do czytania książki, która jest już w zbiorach biblioteki. Można ją także kupić na stronie wydawnictwa www.marruda.pl.

Galeria zdjęć z promocji

Z radością informujemy, że Dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Radomiu Anna Skubisz-Szymanowska otrzymała medal Zasłużony dla Powiatu Radomskiego. To kolejne wyróżnienie, jakim możemy pochwalić się w tym roku.
Miejska Biblioteka Publiczna w Radomiu pełni funkcję biblioteki powiatowej dla 13 bibliotek samorządowych w powiecie radomskim. W uzasadnieniu podkreślone zostały starania dyrektor radomskiej książnicy o promocję bibliotek, książki i kultury czytelniczej w regionie, systematyczne wspieranie bibliotek gminnych w ich rozwoju oraz nacisk na modernizację procesów bibliotecznych, bogatą ofertę kulturalną i szkolenia pracowników.

Jeden z najnowszych nabytków biblioteki, a właściwie darów dla radomskiej książnicy, może być okazją do opowiedzenia anegdoty, jakimi drogami trzeba nieraz zdobywać różne publikacje do zbiorów, zwłaszcza regionalnych. Wykorzystujemy w tym celu np. kontakty osobiste, odnawiamy znajomości z bibliotekarzami z ościennych powiatów. Przecież jeszcze do 1999 r. Miejska Biblioteka Publiczna była biblioteką o statusie wojewódzkiej i sprawowała nadzór nad dużą siecią biblioteczną. A wszystko po to, aby Czytelnia Regionalna weszła w posiadanie jakiegoś rarytasu.

Właśnie w ten sposób trafił do naszych zbiorów piękny album Lipsko w fotografii, wydany latem tego roku przez Jana Skrzypczyńskiego, fotografa, rzeźbiarza i regionalistę, wieloletniego pracownika lipskiego domu kultury. W tym miejscu pragniemy podziękować panu Janowi za podarowanie tejże książki i wzbogacenie zbiorów Czytelni Regionalnej. Album dostępny jest w sprzedaży jedynie w Lipsku, mielibyśmy problem z dotarciem do niego.

Ale anegdota nie ma być tylko anegdotą… Jest także okazją do zwrócenia uwagi naszych Szanownych Czytelników i prośbą o pomoc w zdobywaniu ciekawych książek, o których być może nie dowiedzielibyśmy się inną drogą. Coraz częściej osoby prywatne wydają własnym sumptem tomy poezji, opowiadań, powieści czy wspomnienia. Albo o takich inicjatywach nie wiemy, albo nie możemy takich publikacji kupić, jeśli autor nie wystawi nam oficjalnego dokumentu sprzedaży. Pomoc i życzliwość Państwa jest w takich sytuacjach niezbędna. Za dotychczasową dziękujemy, za przyszłą będziemy niezmiernie wdzięczni.

 

W listopadzie 2019 roku Miejska Biblioteka Publiczna w Radomiu organizuje wystawę poświęconą radomskiej fabryce MARYWIL (po wojnie Radomskie Zakłady Materiałów Ogniotrwałych). Co prawda to dopiero za rok, ale już teraz poszukujemy wszelkich pamiątek po zakładzie, a w szczególności: starych fotografii, dokumentów, płytek i innych materialnych świadectw historii fabryki. Powierzone eksponaty zeskanujemy i/lub wypożyczymy na czas trwania ekspozycji. Prosimy o przejrzenie rodzinnych archiwów i rozmowy ze starszymi radomianami. To, co leży często niepotrzebne na strychu lub dnie szuflady, może okazać się cenną cegiełką do budowania opowieści o historii Radomia.
Będziemy wdzięczni za wszelką pomoc i wskazówki.
Prosimy o kontakt z Działem Promocji - tel. 48 362 87 88, e-mali: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Znamy już nazwisko Radomskiego Mistrza Polskiej Ortografii 2018 oraz innych nagrodzonych i wyróżnionych uczestników dyktanda. Do udziału zgłosiło się 98 osób - w tym 24 z powiatu radomskiego. Ostatecznie w szranki stanęło 72 śmiałków (w tym 13 osób z powiatu radomskiego), którzy zmierzyli się z konkursowym tekstem. Jego autor, prof. Andrzej Markowski, członek Rady Języka Polskiego przy Polskiej Akademii Nauk, wskazał błędy najczęściej popełniane przez uczestników. Tekst dyktanda nie należał do najprostszych. Problemy sprawiał zapis nazw własnych - oficjalnych i zwyczajowych - oraz imiesłowów z „nie”.  Poprawność zapisu sprawdzało jury konkursowe, złożone z...

Panna Żaneta była bohaterką tegorocznego XIII otwartego konkursu o tytuł Radomskiego Mistrza Polskiej Ortografii. Około 70 osób pisało dyktando przygotowane przez prof. Andrzeja Markowskiego. Mamy nadzieję, że pułapek ortograficznych nie było w nim wiele. Czy okażą się one nie do przebrnięcia dla uczestników zmagań o tytuł mistrza? Nauczyciele ze Stowarzyszenia Nauczycieli Polonistów właśnie sprawdzają dyktanda. Niebawem poznamy zwycięzców i wyróżnionych. Tymczasem zamieszczamy tekst dyktanda:

 

 

Wrażenia Żanety z pokazu Air Show 2018 w Radomiu

Panna Żaneta nie była dotąd co prawda zagorzałą zwolenniczką pokazów lotniczych, gdyż gdzie indziej lokowała swoje pozaszkolne pasje, niemniej tym razem uległa namowom swoich ekstraprzyjaciółek, Wioletty i Żakliny, by nie później niż przed południem w niedzielę pojechać do bazy lotniczej na Sadkowie, na pasjonujące, jak się wydawało, widowisko super podczas Międzynarodowych Pokazów Lotniczych Air Show 2018.

Mina jej co nieco zrzedła, gdy wyjrzawszy wczesnoporanną porą za okno ujrzała nie pierzaste, lecz burzowe chmury, zapowiadające pogodę wybitnie nielotniczą. Jednakże nie mogła przecież zawieść swoich koleżanek, rychło się więc wyszykowała i wyjechała na pokaz.

Już od pierwszych chwil nie żałowała swojej decyzji. Pokazy rozpoczął wiatrakowiec, czyli autożyro, statek powietrzny, który widziała po raz pierwszy w życiu. Potem wznosiły się w powietrze różne formacje lotnicze. Przeważały samoloty, w tym jeden F-16 pilotowany przez Belga, ale były także czeskie śmigłowce Mi-171. Niezapomniane wrażenie wywarł na Żanecie supersamolot wczesnego ostrzegania E-3A w barwach NATO, zwłaszcza gdy nadleciał w konfiguracji do lądowania. Wypuszczone podwozie i włączone reflektory tego olbrzyma, z obracającym się bez przerwy dyskiem anteny radarowej, przypominały niechybnie członki cyberbajkowego smoka, który wychynął spomiędzy szaroburych chmur. Niepodobna opisać zachwytu, jaki ta maszyna wywołała wśród widzów.

Nostalgię u najstarszych osób wywołały zabytkowe samoloty marki Harvard, sprowadzone na pokaz z okazji 100-lecia/stulecia polskiego lotnictwa wojskowego. To właśnie na harvardach szkolili się polscy piloci w Wielkiej Brytanii podczas II wojny światowej.

Jak zazwyczaj, w pokazach uczestniczyli piloci różnych nacji. Byli więc między innymi Włosi, Finowie, Chorwaci, Czesi, Łotysze i Litwini. Żanecie jednak najurodziwsi wydali się radomscy chłopcy lotnicy z Zespołu Akrobacyjnego Orlik, doskonale zharmonizowani ze swoimi maszynami. Zresztą podobnego zdania byli chyba tak zwani spotterzy, czyli osoby mające hobby fotografowania obiektów latających, gdyż to Orliki właśnie były przede wszystkim obiektem ich zainteresowań.

Niestety, sporo planowanych akrobacji trzeba było odwołać, gdyż niesprzyjająca aura je uniemożliwiała. A kiedy lunął kolejny rzęsisty deszcz, Żaneta i jej koleżanki przemoczone do suchej nitki musiały z nagła opuścić lotnisko i wrócić w domowe pielesze. Ale wrażenia zostały, wzmożone wizytówką pewnego megauroczego Orlika, który wsunął ją
znienacka Żanecie w dłoń, gdy przechodził tuż obok niej.