Biblioteka w prywatnym domu, czyli o pewnej Siłaczce

Biblioteka w prywatnym domu, czyli o pewnej Siłaczce

Wybór i opis fotografii: Marta Wiktoria Trojanowska

To nie prima aprilisowy żart, chociaż Filia nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej została oddana czytelnikom 1 kwietnia 1950 r. Dzieci widoczne na zdjęciu przyszły do prawdziwego domu. Oczywiście że biblioteka jest domem, ale tutaj także dosłownie… 

Stanisława Bisikiewicz (1902-1990) w momencie otwarcia filii ma 48 lat, ale na fotografii (datowanej po latach na 1950 r.) wygląda na nieco starszą. W ręku trzyma kartę katalogową książki. Zapewne tłumaczy dzieciom zasady funkcjonowania księgozbioru. Za chwilę wyjmie z pudełka kartę czytelnika i opowie, jak zapisać się do biblioteki… Zdjęć z tego spotkania zachowało się więcej, na innym dziewczynka znalazła właśnie w jednym z woluminów kartę książki i podaje ją bibliotekarce. Ale tej fotografii teraz nie widzimy (można ją zobaczyć w Radomskiej Bibliotece Cyfrowej). Patrzymy natomiast na Panią Stanisławę, która z przejęciem opowiada o bibliotece. Udało jej się zainteresować swoich małych gości. Wystarczy spojrzeć na te skupione twarzyczki. Jedna z dziewczynek w drugim rzędzie uśmiecha się pogodnie. Wszyscy słuchają… 

To nie jest ustawione zdjęcie. Te dzieci nie zastygły w sztucznych pozach. One słuchają NAPRAWDĘ. A za chwilę rozejdą się po bibliotece. Pani Stanisława pozwoli im obejrzeć książki, poczytać prasę… Ale to wszystko widać na innych fotografiach. Na razie panuje skupienie, aż chciałoby się usłyszeć, co bibliotekarka opowiada o swojej bibliotece.

Czy mali słuchacze wiedzą, że tak naprawdę przyszli do jej domu? Że mieszka za ścianą i że po to, by biblioteka mogła ruszyć w dzielnicy Młodzianów, oddała na jej użytek własny pokój z osobnym wejściem, a następnie, gdy księgozbiór się rozrastał… kolejne pomieszczenia? Finalnie biblioteka zajmowała trzy maleńkie pokoje o łącznej wielkości… 30 m2. Warunki nie były łatwe, ale pani Stanisława – kierowniczka filii – okazała się prawdziwą Siłaczką.  Zdobywała książki i lektury. Pozwalała także korzystać ze swoich prywatnych zbiorów, a nawet… czytała dzieciom na głos w szkole lektury, jeżeli dostępny był tylko jeden egzemplarz. Chodziła również do szkoły opowiadać bajki, pomagała zdającym maturę. Młodzi przychodzili też do niej – rozmawiać, zwierzać się z problemów (także sercowych, wszak były to nastolatki, a te mają swoje problemy). 

Pani Stanisława cieszyła się ogromnym szacunkiem. Podobnie jak jej biblioteka. W swoich wspomnieniach przywołała m.in. chłopca, który widząc, jak czysto jest w bibliotece, zdjął buty przed wejściem i wszedł na bosaka… Wspomnienia te, spisane ręcznie na kilku stronach wklejonych do kroniki biblioteki, stanowią dzisiaj świadectwo niebywałej wewnętrznej siły i wiary w książkę. Bez względu na wiek i wykształcenie czytelników. 

*

Kiedy pani Stanisława odejdzie na emeryturę w 1970 r., dzieci ze zdjęcia będą już dorosłe… Ilu z nich zdążyła pomóc w życiu? Ilu rozmiłowała w książce? Komu pożyczyła własną encyklopedię, a kto zwierzał się jej ze złamanego serca? I z kim rozmawiała o poezji Konopnickiej?

Tymczasem po odejściu Siłaczki na zasłużony odpoczynek, biblioteka jeszcze przez 10 lat będzie mieścić się w jej prywatnym domu. Bibliotekarka nie straci też do końca życia kontaktu z książką i dopóki pozwolą na to siły i zdrowie, wciąż będzie częścią Filii nr 2. 

Dopiero na początku lat 80. biblioteka zostanie przeniesiona do kolejnego niezwykłego miejsca. Ale to już zupełnie inna, równie niecodzienna historia…

Dodaj komentarz