WOJCIECH PESTKA

Powiedzcie swoim – fragment powieści

Ojciec mojego ojca

– Był wstęp, temat został rzucony, teraz trzeba się schylić, podnieść rękawicę, czas na rozwinięcie i konfrontację. – Może nie tyle była to prośba, co zachęta ze strony Mistrza.

Z pewnym niepokojem pomyślałem o donosach. Ruch wyprzedzający, ucieczka do przodu? Co chciał przez to osiągnąć, jaką taktyką posłużył się tym razem Mistrzo? To przecież mógł być tylko prosty blef, psychologiczny chwyt, takie informacje były do zdobycia, pod warunkiem że komuś chciało się szperać. Zastanawiałem się, czy mógł rzeczywiście mieć jakąś wiedzę na temat mojego ojca, przecież nie była mu do niczego potrzebna. Jakie inne powody mogły się liczyć w tej grze? Chciał, żebym mu uwierzył, zaufał? Dążył do konfrontacji jakichś nieokreślonych danych operacyjnych, tego, co zostało mu w pamięci z czasów Służby, z moją relacją? Wątpliwe. A może, tak po ludzku, chciał zbudować więź emocjonalną, uciekał od samotności? To też wydało mi się mocno naciągane.

 Miałem zbyt mało danych, by stwierdzić, czy nie kryło się za tym żadne zagrożenie…

Czekałem, aż uruchomi się dzwonek ostrzegawczy, zapali czerwone światełko… a tu cisza, nic, żadnych sygnałów, jakby rozładowała się bateria albo rozregulował mechanizm.

W pierwszej chwili pomyślałem, że powiem o polityce. Przypomniał mi się dystans, z jakim ojciec odnosił się do zachodzących zmian, miałem nawet o to żal do niego.

„Pomożecie?” „Pomożemy – krzyczały tłumy – pomożemy, pomożemy, towarzyszu Gierek!” „Oby mądrość nie przyszła zbyt późno, bo kiedy?” – pytał sceptycznie ojciec, oglądając w telewizji wiwatujące tłumy. „Lepiej, by do tego nie doszło, ale to kwestia kilku lat, później wszystko runie, jak kolos wspierający się na glinianych nogach. Przypomnij sobie wjazd Jezusa do Jerozolimy” – kontrował.

Podobny sceptycyzm zachował w stosunku do „Solidarności”. „Skoczą sobie do gardeł, nim minie rok. Nie mają za grosz politycznej ogłady, lepiej, by do tego nie doszło”.

Ja wierzyłem, najpierw w Gierka, później w „Solidarność”, nie pozwalałem odebrać sobie tej wiary. Nie wiem, co sprawiło, że aż tak mogłem się mylić.

Ojciec miał naturę poznaniaka, był pracowity i rzeczowy. Jego rodzice – babcia Helena, dziadek Jan – i brat dziadka Józef pochodzili z Poznańskiego. W sensie dosłownym mój ojciec też stamtąd pochodził, urodził się w Trzemesznie. Nigdy tam nie byłem, tamten świat przeminął, to była jedna z tych bezpowrotnie utraconych, przegapionych możliwości.

– Niewiele się o tym mówiło, nie było okazji, może ja wtedy byłem zbyt mały. – Nie miałem zamiaru pozwolić, by Mistrzo grzebał w rodzinnych tajemnicach. – Wiem, że moja babcia Helena, Panie, dobry Boże, świeć nad jej duszą, uczestniczyła w strajkach dzieci wrzesińskich. „My z Tobą, Boże, rozmawiać chcemy, lecz Vater unser nie rozumiemy i nikt nie zmusi nas tak Cię zwać, boś Ty nie Vater, lecz Ojciec nasz” – przypomniałem wierszyk, który raz czy dwa razy miałem okazję od niej usłyszeć. – Wiem, że dziadek Jan prowadził firmę budowlaną, która wygrała przetarg na roboty ciesielskie w Zagożdżonie (dziś Pionki), gdzie budowano Państwową Wytwórnię Prochu i Materiałów Kruszących, i przeniósł się tu z całą rodziną. Wiem, że nie miał głowy do interesów, był lepszym majstrem budowlanym niż spekulantem, po wymianie pieniędzy w lipcu 1924 roku mało nie zbankrutował, bo cały zakładowy kapitał swojej firmy wymienił na poznańskie marki. A u Żyda, który miał sklep w Pionkach na Chemicznej, kupił na złe czasy zamiast mąki i cukru kilka worków niepalonej kawy… – urwałem, to nie była przecież sprawa, o której powinien wiedzieć Mistrzo – …to budował w Zagożdżonie kościół pod wezwaniem Świętej Barbary, kościół służy do dziś. Że był jeszcze honorowym strażakiem i podczas pożaru spadł z dachu, uszkodzone fragmenty czaszki zastąpiono mosiężną blachą, która wywołała stan zapalny, a później śmierć dziadka. Aha, i miał dwa serca, i akademie medyczne z Austrii, Niemiec, ze Szwajcarii próbowały odkupić bądź zdobyć w inny sposób jego ciało, chociaż może to już zakrawa na przesadę. – Dostrzegłem cień podejrzliwości w jego oczach; teraz on nie wiedział, czy mi ufać.

– Ryba nie mięso, człowiek nie krowa, sałata… trawa – poprawił się – nie jedzenie. Nie klei się nam ta rozmowa, może kawa. – Chciał chyba jakoś wybrnąć z sytuacji, a może nie miał ochoty na te opowieści.

– Zapraszam, niech będzie, mam gest. – Prowokacyjnie poklepał się po kieszeni szpitalnego szlafroka.

Mistrzo postawił mi wtedy szarlotkę na gorąco z gałką miętowych lodów; piliśmy kawę w milczeniu, pamiętam, patrząc na fusy w filiżance, zastanawiałem się, jak do tego doszło, że tak bardzo uwierzyłem w Gierka.

Wojciech Pestka (ur. w 1951 r.) – poeta, prozaik, tłumacz urodzony w Pionkach. Autor tomików poetyckich: Zwykła Rozmowa, Dziesięć wierszy dla Grosza, Spacer po linie (z ukraińską poetką Anną Bagrianą) oraz prozy: Ballada o żyletce, Do zobaczenia w piekle, Powiedzcie swoim, Mój mąż frajer, Gdyby Polacy nie byli Polakami oraz Diabelska maszyna do szycia. Tłumaczył twórczość m.in. ukraińskiego poety Wasyla Słapczuka (Kobieta ze śniegu, Księga zapomnienia). Jest także autorem scenariusza filmu dokumentalnego Leo zawodowiec oraz współautorem scenariusza filmu Klecha (na motywach powieści Powiedzcie swoim). W jego dorobku znalazło się również opracowanie Jak mało… Ks. Józef Gacki (1805–1876) zarys biografii.