WALERY PRZYBOROWSKI

Szwedzi w Warszawie – fragment powieści

Na rynku tymczasem po dawnemu przechadzali się żołdacy Szwedzcy, śpiewali pieśni, krzyczeli, wywracali kramy przekupkom, bili, kto się im nawinął, tak, że każdy uciekał jak najprędzej i chronił się do domów, by uniknąć spotkania z pijanymi żołdakami. Zrazu kręcili się jeno między ulicą Grodzką, co ją później Świętojańską nazwano, a Jezuicką, ale potem przeszli na drugą połać rynku od ulicy Gołębiej. Tu podle kamienicy „pod trzema murzynami” miała swój kramik znana całemu miastu pani Maciejowa, wdowa po szewcu, który przez pijaństwo, stracił całą fortunę i umarł. Wdowa, ile że miała syna małoletniego, którego trzeba było chować, za resztę grosza założyła sobie kramik z nićmi, tasiemkami, naparstkami, a czasu wiosny handlowała też owocami. Kobieta była poczciwa, zabiegliwa, pracowita, ale wygadana okrutnie. Otyła, upadająca już na nogi, siedziała od świtu do nocy za swym kramem i biada temu, na kogo złość miała lub kto ją obraził. Wtedy spadał na nieszczęśliwego taki potok słów i wymyślań, wypowiadanych krzykliwym i tak doniosłym głosem, że po całym rynku się rozlegał, iż nieszczęśliwy zatykał uszy i uciekał z duszą. Znano ją z tego w całem mieście i bano się bardzo, choć jednocześnie szanowano, bo była uczciwą, rzetelną, nikogo na grosz nie skrzywdziła, bogobojną, a synów, jak się należy wychowała. (…)

            Otóż trójka pijanych Szwedów, nadokazywawszy się od południowej strony ratusza, przeszła teraz na północną i zataczając się, krzycząc i śpiewając, nagle znaleźli się przed kramem pani Maciejowej. Ta spojrzała na nich groźnie i machając ręką, rzekła po polsku:

            – Poszli precz! Czego tu stoicie? Czego chceta?

            Ale oni zaczęli się śmiać i jeden tak silnie kopnął nogą w kramik, że wszystkie rozłożone na nim nici, naparstki, guziki i owoce rozleciały się na wszystkie strony. Maciejowa zaczerwieniła się cała jak burak, a w jej małych sinych oczach zajaśniały pioruny. Choć z ciężkością się ruszała z powodu słabości nóg, teraz jednak zerwała się od razu i dużym garnkiem z barszczem, który z obiadu został, trzasnęła w łeb najbliższego Szweda. Garnek rozleciał się na części i pokaleczył żołdaka, a przytem barszcz się wylał i całą twarz mu na czerwono umalował. Zrobił się straszny krzyk i dwaj towarzysze poszkodowanego dobyli pałaszy i rzucili się na Maciejową, chcąc ją zarąbać, ale ta, wrzeszcząc w niebogłosy, nie ustąpiła ani kroku, tylko chwyciwszy starą drapakę, która w kącie kramiku stała, tak dzielnie nią wywijać zaczęła i tak prać bez litości pijanych Szwedzisków, że nie tylko nic jej zrobić nie mogli, ale sami potracili kapelusze i gęby mieli szpetnie podrapane. Rzucali się wprawdzie zawzięcie z gołemi szabliskami w garści, ale że nie byli trzeźwi, więc ciosy ich padały na daszek kramiku, a przytem zbiegło się dużo ludzi na krzyk Maciejowej i jak mogli, tak jej bronili.

            Właśnie w tej chwili zjawił się Kazik, wracający z limonami od pana Fukiera. Spostrzegł on, że jeden ze Szwedów, widocznie trzeźwiejszy, przestał rąbać pałaszem, a natomiast gotować się przebić zdradzieckim sztychem broniącą się walecznie dzielną przekupkę. Widząc to Kazik, który znał się a nawet przyjaźnił z synem Maciejowej, czeladnikiem Maćkiem, niewiele myśląc, tak zręcznie i szybko podstawił nogę Szwedowi, że ten jak długi runął na ziemię. Zaraz też znalazło się kilku ochotników, którzy leżącego Szweda poczęli niemiłosiernie okładać kijami, a Kazik spostrzegłszy biegnący ront szwedzki i widząc, że tu nie ma na co czekać, drapnął co żywo do domu. Ront rozpędził zbiegowisko, a pokaleczonych Szwedów i biedną Maciejową zabrał ze sobą do kordegardy w zamku.

Walery Przyborowski (1845-1913) – pisarz, dziennikarz, weteran i historyk powstania styczniowego. Urodzony w Domaszowicach pod Kielcami, do Radomia trafił po raz pierwszy jako nastolatek – uczył się w Gimnazjum Rządowym Męskim. Stąd zbiegł do powstania. Na większą część życia związał się z Warszawą, gdzie pracował jako dziennikarz. Do Radomia wrócił ok. 1901 r. Pracował jako nauczyciel polskiego i historii w Szkole Handlowej, pisał nadal powieści historyczno-przygodowe dla młodzieży, prace naukowe nt. powstania styczniowego oraz współpracował z lokalną prasą. W Radomiu powstały m.in. powieści: Szwedzi w Warszawie, Z przeszłości Warszawy czy Olszynka Grochowska. Oprócz nich pozostawił także wiele innych powieści historycznych, także tych związanych z legendarnymi dziejami Polski: Król Krak i Królewna Wanda, Lelum-Polelum, Myszy króla Popiela. Pisał również powieści kryminalne.