GRAŻYNA JEROMIN-GAŁUSZKA

Niebieska parasolka – fragment opowiadania z antologii Powroty Radom

Dwadzieścia siedem sekund potrzebowała na dotarcie do windy. Kolejnych kilkuset, żeby wyjść ze szpitala i dotrzeć na parking. Za nic nie mogła sobie przypomnieć, gdzie zaparkowała. Gdy wreszcie znalazła samochód, nie mogła znaleźć kluczyków. Szukanie ich po omacku w torebce nic nie dało, wyrzuciła więc jej zawartość na maskę: kosmetyczka, dwa portfele, trzy opakowania chusteczek i jeszcze dwa nawilżających (jakby po jednej nie starczyło), tabletki na ból głowy, na ból gardła i uspokajające (brzmi lepiej niż psychotropy), trzy miarki automatyczne… Nie, cztery!… I jedna zwykła, a także dwa pęki kluczy. To, tamto, owamto, kluczyków do samochodu nie ma.

Jasne! Przecież wsunęła do kieszeni. Zawsze tak robi, by oszczędzić sobie później grzebania w torebce. Za każdym razem o tym zapomina i najpierw w niej szuka, na wszelki wypadek, dopiero potem wsuwa rękę do kieszeni i z ulgą je wyjmuje. Ale nie tym razem.

– Wypadły mi w sali, kuźwa – mruknęła pod nosem i jednym ruchem zgarnęła wszystko z maski do torebki.

Złością mogła obdzielić dziesięć osób, gdyby weszły jej teraz w drogę. Trafił się jednak tylko chłopak wychodzący z zaparkowanego obok auta. W najlepszej wierze schylił się, podniósł z ziemi okulary w czarnym etui i podał jej.

– Pomóc w czymś? – spytał, widząc, jak się miota.

– Odwal się! – warknęła, ruszając z parkingu w stronę Wałowej.

Tu wystarczył rzut oka na tyły kamienic Rwańskiej, by do reszty stracić humor. Dwadzieścia lat tam nie była. Przejeżdżając samochodem, czasem jednak w tę ulicę spojrzała. Radom się zmienił, ale tu czas się zatrzymał i stoi w miejscu. Mimo wszelkich prób i wysiłków, by ją jakoś ucywilizować. Parę odnowionych kamienic, parę sklepów… Za nimi te same przygnębiające i cieniste podwórka, wylęgarnie pijaków i złodziei.

Na jednym z nich minęło jej dziewiętnaście lat życia. Długą drogę przeszła stąd do apartamentu na osiedlu Słonecznym. Od tamtej pory jej noga tu nie stanęła. I nie stanie. Chociaż… dlaczego nie? Choćby po to, by się poczuć jeszcze podlej, niż się czuła. Raz się żyje!

Przeszła po skosie na drugą stronę Wałowej, pokazując środkowy palec kierowcy, który musiał zwolnić, by jej nie przejechać. Zatrąbił wściekle i rzucił kurwami (poznała po układzie ust), ale nie zrobiło to na niej wrażenia. Sama tak ciągle robi – ci piesi chodzą jak święte krowy, bez żadnej wyobraźni, co do kogo należy. Do nich należą tylko chodniki.

Na rogu Wałowej i Rwańskiej zawahała się na moment, ale potem śmiało ruszyła.

Listopadowy wieczór, pozamykane sklepy, więc już po szóstej. Ciemno, szaro i głucho. Nigdzie żywego ducha. Gdyby nie samochody, wolno sunące w stronę Rynku, chyba by zawróciła. Na wysokości znajomej kamienicy już się nie wahała. Najszybciej jak się dało przeszła wąskim przesmykiem do wewnętrznego podwórka i dopiero tu strach ją obleciał.

Co za syf! Jeszcze chyba gorzej, niż było. Te same odrapane, obłażące z tynku ściany, wieki temu malowane okna i drzwi, wiszące siłą woli na skrzypiących zawiasach. I ta sama komórka na węgiel w rogu podwórka. Nie do wiary! Słyszała, że powysiedlano z tych kamienic cały ten motłoch, z pokolenia na pokolenie uparcie broniący utartego statusu, ale chyba nie stąd. Nie z tego podwórka.

Grażyna Jeromin-Gałuszka – urodziła się i mieszka w Sosnowicy, niewielkiej wsi koło Radomia, gdzie w otoczeniu rodziny pisze, a dla relaksu zajmuje się niewielkim gospodarstwem. Absolwentka bibliotekoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim oraz scenariopisarstwa w Szkole Filmowej w Łodzi. Publikowała utwory poetyckie i krótkie formy prozatorskie w czasopismach oraz w antologiach poetyckich. Zadebiutowała powieścią Złote nietoperze. Wydała także powieści: Oczy Marzanny M., Kobiety z Czerwonych Bagien, Nie zostawiaj mnie, Magnolia, Złoty sen, Długie lato w Magnolii, Gdybyś mnie kochała i Bardzo długie przebudzenie, Legenda, Zmowa byłych żon, Folwark Konstancji, Niebieska sukienka, Spóźnione powroty, Aksamitka oraz Stary kuferek.