Specjalnie dla nas kilka słów o tym, jak przeżywa czas społecznej kwarantanny, napisała Luiza Borkowska-Ziółkowska. W duecie z nią "wystąpi" Paweł Podlipniak - obserwujcie uważnie nasz profil na facebooku i stronę internetową.
Moja Mała L tworzy plakat z okazji Dnia Ziemi (chwilę wcześniej – jak co dzień – pobieram materiały dydaktyczne ze szkolnej strony internetowej i wspólnie przygotowujemy stanowisko pracy, by zrealizować kolejny temat zajęć).
Czas kwarantanny to niełatwy czas zarówno dla rodziców, nauczycieli, przedsiębiorców, polityków… jak i… DZIECI…
Sytuacja patowa – decyzje wszelakie (medyczne, polityczne, społeczne czy ekonomiczne) podejmowane są metodą prób i błędów, a prawdę – która leży po środku – zweryfikuje życie i pokaże czas…
Ale – jak mawiali rzymscy filozofowie – ad rem!
Moja Mała L pochłonięta pracą plastyczną (w swoim żywiole, rzecz jasna), a ja mam około godzinkę dla siebie. Dokładnie tak – DLA SIEBIE!!!
Nastawiam ekspres na średniomocną latte, zabieram kawę do salonu, siadam przed ekranem laptopa, by przeczytać ostatnio napisaną recenzję i wstawić ewentualne poprawki… gdy nagle – ku mojemu zaskoczeniu – podczas wczytywania się w treść, zaczynam gubić wątek!
Czytam od początku i… sytuacja się powtarza… Próbuję raz jeszcze… I kolejny… I tak jeszcze cztery serie…
Co jest, u licha? – gorączkowo pytam siebie i w tym samym momencie wybrzmiewa mi w głowie niepokojąco dziwny głos:
– Hop, hop, to jaaaaa…. TWOJE SUMIENIE....
Zbaraniałam… Przecież nie zdążyłam uraczyć się procentami (innych używek nie przyjmuję), więc o co chodzi?...
I wtedy na myśl przychodzi M – moja przyjacióła…
Przypominam sobie poranny SMS, w którym przeprasza, że poprzedniego dnia nie miała czasu porozmawiać, bo musiała…
…zdalnie przeprowadzić lekcje z młodzieżą (uczy chemii w szkole średniej);
…zamieścić materiały dydaktyczne na stronie internetowej szkoły, sprawdzić klasówki, sporządzić konspekty i plany realizacyjne zajęć (przy komputerze siedzi średnio 16 godzin/dobę);
…ogarnąć własne dzieciaki, by zrealizowały swoje moduły zajęć i odrobiły lekcje (ma troje słodko-wrednych, ale cudownych gagatków: 9, 12 i 15 lat);
…pojechać po zakupy i tym razem nie zapomnieć o zatankowaniu auta;
…zmierzyć się z domowymi urokami dnia codziennego (podobno ostatnio zaczęła do niej gadać deska do prasowania);
…stłumić wewnętrzne lęki, rozterki, nerwy i niepokoje, by nie zwariować – psychicznie i fizycznie wszystkiemu podołać;
…nauczyć się rozróżniać dzień od nocy i zrozumieć, że SEN naprawdę istnieje i jest potrzebny… MĄŻ też…
…jakimś cudem znaleźć chociaż 5 minut dla siebie…
I naraz wszystko staje się jasne.
Mój wewnętrzny głos – MOJE SUMIENIE – uzmysławia mi jak mam lajtowo w porównaniu z innymi mamami i że tak naprawdę czasem DLA SIEBIE mogę dzielić się z tymi, które „chwilowo” są w trudniejszej sytuacji. Mogę pomóc dzieciom przyjaciółki w lekcjach, zrobić jej zakupy albo ugotować „większy obiad”. W końcu chyba na tym polega przyjaźń czy chociażby zwyczajna ludzka życzliwość…
A gdyby tak inni podłapali temat i zdobyli się na gest serdeczności wobec bliźniego? Może niełatwy czas kwarantanny byłby ociupinkę przyjemniejszy…
– Mamusiu, mogę zrobić przerwę, bo troszkę boli mnie rączka? – pyta Moja Mała L.
– Pewnie – odpowiadam. – Chodźmy pobawić się w „pierdziocha” (to takie coś, co po naciśnięciu imituje dźwięki puszczanych bąków).
– Superrrr!!! – woła radośnie mój skarb.
Czyli plan na popołudnie jest następujący:
…po pierwsze: „pierdzioch”;
…po drugie: dokończenie pracy plastycznej;
…po trzecie: telefon do M…
Luiza Borkowska-Ziółkowska