Bo ani tu, ani tym bardziej tam, czyli w Izraelu, proza Leo Lipskiego nie zagrzała miejsca. Pisarz okazuje się niezwykle typowym w swoim tragizmie przedstawicielem „straconego pokolenia”. Bezpaństwowiec, „beznarodowiec”. Urodził się w Zurychu w niemieckojęzycznej rodzinie żydowskiej, jednak w wieku sześciu lat przeniósł się wraz z rodziną do Krakowa. Tu ukończył szkołę, po czym studiował psychologię i filozofię. Pierwsze próby poetyckie i prozatorskie publikował na łamach studenckiej prasy literackiej. Przed tragedią wojny uciekł do Lwowa. Jednak nieskutecznie, gdyż wkrótce trafił do syberyjskiego łagru. Ze Związku Radzieckiego wydostał się wraz z 2. Korpusem. Dotknięty w 1945 r. paraliżem, pozostał w Bejrucie, po czym zamieszkał w Tel Awiwie-Jafie. Żył tam w straszliwej nędzy. Izolując się od świata, nigdy nie nauczył się języka hebrajskiego ani arabskiego.

Nietuzinkową twórczość pisarza o barwnej – choć niespektakularnej w swoim czasie – biografii przybliżyli w trakcie wieczoru literackiego Marcin Przybylski – czytając oraz Adam Lipszyc – interpretując. Spotkanie odbyło się 5 września w ramach festiwalu „Opętani literaturą”, organizowanego przez Muzeum Witolda Gombrowicza we Wsoli.

W trakcie wieczoru wielokrotnie mówiono o nieumiejscowieniu prozy, jak i samego autora w żadnej z tradycji literackich. Bo do czegóż zaklasyfikować Lipskiego? Urodzony w niemieckojęzycznym Zurychu, nie napisał nic w „rodzinnym” wydawałoby się języku, ostatecznie go zapominając. Jako Szwajcar z urodzenia był pod dużym wpływem kultury frankofońskiej, nie pozostawiwszy jednak po sobie żadnego dowodu na posługiwanie się tym językiem. Jako Żyd z pochodzenia okazał się niemy, wychowując się w kosmopolitycznym, postępowym środowisku Polaków semickiego etnosu. Pisał za to po polsku, który to język pozostał dla niego najważniejszy, chociaż nie był językiem jego urodzenia. Nigdy bowiem nie nauczył się hebrajskiego ani arabskiego, pomimo że zamieszkał w Palestynie, a niemieckiego i francuskiego w wyniku afazji zapomniał.

Dlaczego więc nie włączyć Leo Lipskiego do kręgu polskich twórców? Trzeba, chociaż jest on wciąż u nas nieobecny, albo lepiej – niezadomowiony. Jego trudna w odbiorze proza musi być przypominana polskim czytelnikom co jakiś czas. Nieumiejscowienie Lipskiego, oryginalność jego tekstów tworzy z niego pisarza wyjątkowego. W takim samym stopniu „swojego” i „swojskiego”, bo bezpardonowo dosłownego, jak i „obcego”, nieuchwytnego, bo w swojej dosłowności – nieczytelnego.

Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęć